Całkowity dystans: 78.27 km
Pobieranie
Dzisiaj jemy śniadanie na stacji benzynowej Orlen. Kuchnia serwuje hot-dogi max z parówkami o smaku kabanosa oraz dużą kawę – cappuccino lub mocha, co kto woli. Przepyszne! Najedzeni i w wyśmienitych nastrojach rozpoczynamy zatem kolejny dzień!
Opuszczając Śmigiel robimy fotki na uroczej małej stacyjce – chyba wciąż kursuje tu wąskotorowa kolejka turystyczna. Już na obrzeżach miasta trafiamy na ładny mały kościółek św. Wita – jest to właściwie kaplica cmentarna, szachulcowa, z połowy XVIII wieku. Następnie przez Bruszczewo, Przysiekę Polską i Widziszewo mkniemy do Kościana. Tu zaglądamy do czternastowiecznej fary pod wezwaniem Wniebowzięcia NMP, w której akurat kończy się poranna Msza, a potem przejeżdżamy wokół kompletnie rozkopanego rynku. Mijamy jeszcze dwa stare kościoły, a następnie błądząc trochę przy ogródkach działkowych, gdzie na zaplanowanej trasie wyrosła nam nagle zamknięta brama, wyjeżdżamy z miasta.
Mamy teraz sporo ścieżek rowerowych, wybudowanych wzdłuż szosy. Część jest całkiem nowa, z gładkiego asfaltu, a część stara, jeszcze z kostki, ale i tak chętnie z nich korzystamy, bo ruch jest tu spory. Cieszymy się, że w Polsce buduje się coraz więcej ścieżek międzymiastowych – jeszcze parę lat temu powstawały głównie w miejscowościach i urywały się wraz z końcem zabudowań.
Bardzo szybko docieramy do Czempinia, gdzie tradycyjnie zaglądamy do kościołów – starszego osiemnastowiecznego i młodszego, z końca XIX stulecia. Następnie przez niewielkie wioski: Iłówiec, Pecnę, Drużynę i Krosno mkniemy w kierunku Mosiny. Na długim odcinku mamy znów ścieżkę rowerową, która niestety w pewnym momencie się kończy. Jedziemy kawałek szosą, ale wkrótce odkrywamy ścieżynę w lesie i decydujemy się nią pojechać. Jest utwardzona i jedzie się całkiem wygodnie, a co najważniejsze – nie trzeba wciąż uważać na samochody.
W Mosinie punktem obowiązkowym jest fotka z Elegantem, który od niedawna ma tu swój pomnik. Określenie „elegant z Mosiny” ma ponoć swe korzenie w pamiętnikach Jana Chryzostoma Paska, który przedstawił tam miasto jako prężny ośrodek wszelkich rzemiosł, m.in. krawiectwa – i to właśnie krawcy mieli przyczynić się do schludnego i eleganckiego wyglądu mieszkańców. Choć krążą też podobno nieco złośliwe anegdoty sugerujące, że określać tak należy osoby, które ubierają się nieadekwatnie do czasu i miejsca. My przy Elegancie czujemy się wyjątkowo mało eleganccy w naszych rowerowych spodenkach z pieluchami, choć z pewnością odziani stosownie na wyprawę z sakwami…
Za Mosiną zmieniamy nieco zaplanowaną wcześniej trasę. Uświadamiamy sobie bowiem, że dziś poniedziałek i nic nam nie wyjdzie ze zwiedzania Muzeum Arkadego Fiedlera w Puszczykowie. Zostawiamy zatem na inną okazję wizytę w domu sławnego podróżnika i jedziemy prosto do Rogalinka – początkowo znów leśną ścieżyną, potem kawałek szosą, a potem przez most na Warcie budowaną właśnie ścieżką rowerową. Za mostem skręcamy w boczną drogę i nagle w naszych głowach pojawia się piękne wspomnienie – jechaliśmy tędy w Boże Ciało w 2017 roku i podziwialiśmy wspaniałe dywany kwietne przygotowywane tu przez mieszkańców na procesję! Po chwili docieramy do niewielkiego drewnianego kościółka, który też doskonale pamiętamy. Eh, to już pięć lat minęło, gdy wyruszyliśmy na jakubowy szlak – myślimy z rozrzewnieniem – i jak na zawołanie zauważamy tabliczkę z podaną odległością do Santiago…
Decydujemy się teraz na objazd do Rogalina, by nie jechać główną drogą razem z pędzącymi samochodami. Początkowo mamy asfalt, a potem robi się nieco mniej wygodnie, ale dajemy radę. W Rogalinie najpierw zatrzymujemy się na pyszne lody rzemieślnicze, a następnie jedziemy do przypałacowego parku obejrzeć słynne dęby. Drzewa Lech, Czech i Rus prezentują się imponująco, choć są już nieco nadgryzione zębem czasu – najlepiej z nich trzyma się Rus… Objeżdżamy park, robimy pamiątkowe fotki przy zamkniętym dziś pałacu Raczyńskich, a potem zatrzymujemy się jeszcze przy kościele świętego Marcelina, niegdyś pałacowej kaplicy. Znajduje się tu rodowe mauzoleum, w którym spoczywa m.in. Edward Raczyński, prezydent RP na uchodźstwie w latach 1979 – 1986.
Ostatnie piętnaście kilometrów to wygodne asfaltowe boczne drogi. Mknie się nimi bardzo dobrze i raz dwa docieramy do Bnina. Tu zaglądamy do kościoła, gdzie ochrzczona została Wisława Szymborska, a następnie zjeżdżamy nad jezioro Kórnickie na bulwar nazwany jej imieniem. Odnajdujemy ławeczkę i robimy pamiątkową fotkę z noblistką i kotem, pewnie tym z pustego mieszkania… To ładne miejsce i dziwimy się, że tak mało tu spacerowiczów.
Ostatnim przewidzianym na dziś punktem programu jest spacer po kórnickim arboretum. Parkujemy rowery, kupujemy bilety i w drogę! Park powstał w pierwszej połowie XIX wieku, jest tu więc wiele okazów wspaniałych starych drzew, zarówno rodzimych, jak i egzotycznych. Zamek, w którym znajduje się słynna biblioteka, ładnie wpisuje się w tutejszy krajobraz. Godzinny spacer po różnych zakątkach arboretum jest prawdziwą przyjemnością i odmianą po całym dniu pedałowania.
Na koniec jemy jeszcze żurek w restauracji Biała Dama, robimy szybkie zakupy i mkniemy na nocleg. Za nami kolejny obfitujący w ciekawe miejsca dzień, a teraz pora już odpocząć przed jutrzejszym.